poniedziałek, 5 listopada 2007

Nie lubię poniedziałków...

...a jeszcze bardziej straży miejskiej. Nie żeby człowiek coś do nich miał... ale jeżeli jadę rano do szpitala z dzieckiem na szczepienie (150zl !), spędzam tam 4 godziny w kolejkach, wśród kasłających i kichajacych maluchów ( nie ma podziału na zdrowe i chore). Martwię się, by ją nie przeziębić, a w okolicy 2 przecznic nie ma gdzie stanąć( bo to przecież Kraków) - mąż zostawia auto na 10 minut na chodniku ( jedyne wolne miejsce w okolicy 3 przecznic) i gna po mnie i małą. Gnamy razem do auta i co znajdujemy? I znajdujemy blokade na kole - bo chłopcy urządzili sobie łapankę na JEDNEJ ulicy. Zamiast rozładować korki, usprawnić komunikacje, oni sobie robią łapanki. A tłumaczenie, że my na chwile, bo dziecko ze szpitala... mają w nosie...kosztowało nas to 100 zl. Razem: 250 zlotych, kaszel u małej i praca do nocy. Nie cierpię poniedziałków!

Brak komentarzy: