wtorek, 19 lutego 2008

8 i pół Matysi


Misia dziś była na przeglądzie podwozia. Waży 8,5 kg, mierzy 72 cm i ma na coś uczulenie, choć nikt nie wie na co, lekarz też nie, więc łykamy tabletki ( dobra wiadomośc to te, że troche usypiają :-) i obserwujemy - taka zgadywanka-bo tak małym dzieciom nie robi się testów alergicznych, więc na początek zgaduje się co to może być. Dobrze, że nie jest to nic poważnego, bo takie zgadywanki oznaczają dietę i znów cofamy się w menu. Ja też muszę udać się do lekarza, bo od noszenia córy bolą mnie kolana. Ech, po trzydziestce...starość nie radość...

ciach ciach wróciło

wrócił mój ulubiony serial (Bez skazy) "Nip/Tuck" z całym dobrodziejstwem w postaci Juliana McMahon'a. :-)

piątek, 15 lutego 2008

poniedziałek, 11 lutego 2008

Sto lat - Matylda skończyła 8 m.

Misia skończyła dziś 8 miesięcy.
Rośnie jak na drożdzach, wspina się po meblach.
Opanowała kilka odgłosów : "ba ba ba" - jest fajnie, "ma ma ma" - nie jest fajnie, "grrrrr" - nikt nie wie, co to znaczy, oraz okrzyk zachwytu " agh!"
Ma 2 ząbki dolne.

piątek, 8 lutego 2008

kawyyyy....

Żadna skaza białkowa nie powstrzyma mnie od wypicia dziś dużej kaawyyy z mlekiem. Mati tej noc postanowiła pokazać nam, że nasze metody wychowawcze i usypianie z muzyką klasyczną jest na nic. "Usnę, ale i tak nie będę spać" - jak pomyślała, tak zrobiła. Z regularnością kukułki w zegarze, co 2 h dobiegało nas "łaaaaa". Na "ła" reagowałam dziś w nocy ja - matka, bo ojciec był nieprzytomny po wstawaniu na początku tygodnia i uodporniony na "ła"tak, że się nie budził. Ja - matka leciałam do pokoiku, usypiałam, wracałam i za 2h to samo. O 5.30 Misia postanowiła wstać. Dotrwaliśmy do 7.00. Potem ja do 8.00, tracąc przytomność przy łóżeczku małej, która obkładała mnie książeczką po głowie. I jak tu nie napić się kawy?

niedziela, 3 lutego 2008

Mikołajkowe wspomnienia

Nie mogłam się oprzeć. Mężulek "robił" za Mikołaja dla dzieci kolegi :-) Mam nadzieje, że dzieci tego nie czytają, mogłyby przeżyć szok, że Mikołaj...

weekendowe szaleństwa


Coniedzielny spacer po Krakowskim rynku. W tle klatka na gołębie - same gołębie tak sobie to obmyśliły - siedzą za siatką budowy, a dzieciaki poprzyklejane do prętów i tak sypią ziarenkami, i do tego nie wbiegają z wrzaskiem w tłum spanikowanych gołębioszczurów.

No i oczywiście kompletne szaleństwa w domu. Mój alien atakujący mamę. Mati z dzikimi wrzaskami postanowiła włazić mi na głowę jak potworki z obcego.