poniedziałek, 29 marca 2010

Snieżny szał - czyli jak przetrwac na nartach z nielotem (niejazdem)


W tym roku instynkt narciarza zwyciężył i uderzyliśmy z myszą na nartki. Mysza będąc dużą prawie trzylatką dostała kupione na giełdzie nartki i butki. W sam raz na jeden sezon i na zabawę, bo wiadomo, o jeździe to cieżko mówić w przypadku małego dziecka. ( siła może i dobra, ale mózg nie ten, bo mysza nie rozumie "poleceń"). Dziecko można zacząć prawdziwie uczyć po 4 roku życia i to w szkółce - tam nie ma mamy i nikt sie nie przejmuje i rozczula. :-)


Trafiliśmy do San Vigilio di Marebbe - na Plan de Corenes. Super sprawa dla dzieciaków, które chca spędzić z rodzicami taki wyjazd. Na górna stacje można podjechać autkiem - do gondolek. Potem na górę, gdzie jest Snow Park z taśmą i górką do nauk i i wewnętrzny plac zabaw. Toalety i knajpka. W ten sposób jeździlismy - kto się zmęczył, ten zostawał na godzinkę z myszą.

Mysza była dzielna - spędzała z nami 6 godzin na dworze. Zjechała kilka razy z górki i szalała z innymi dziećmi po zjeżdzalni.

Oprócz tego - dzieci rozwijają się najlepiej na wyjazdach. Mysza opanowała sztukę kłamania:
- Mama, kupisz mi plastelinkę?
- Nie, już masz jedną
- A jak się zgubi?
-To kupię
-...
( chwilę później)
- Mama! Zgubiłam plastelinkę. Moziem iśc kupic nową? ( chowając plastelinkę pod poduszkę).

Oraz mysza pierwszy raz grała w szachy z dziadkiem - widok powalający i nie dający sie opisać. Frustracja dziadka próbujacego wytłumaczyć zasady gry 2 latce, która właśnie przerobiła konika na wilka, wieże na czerwonego tapulka a królową na księżniczkę.