poniedziałek, 19 maja 2008

Żyjemy, ale co to za życie

Od tygodnia leżymy nieżywi całą gromadą. Złapaliśmy wszyscy rotawirusa ( grypa jelitowa po ludzku). W środę małej się pogorszyło - w czwartek pogorszyło się nam. Weekend siedzieli u nas moi rodzice - pewnie też się zarazili - i pilnowali małej, bo my leżeliśmy nieprzytomni. Karmienie małej w chorobie to sport ekstremalny. Trzeba wmusić jedzenie i picie robakowi, który nie chce pić i jeść i nie rozumie że musi.

Dziś nastąpiła poprawa. Nie biegamy już do toalety co chwile a mała nie wymiotuje. Za to zrobiła się głodna jak wilk i nie chciała iść spać. Musiałyśmy obejść całe mieszkanie, wypić herbatke, napoić siebie, pluszaka i "dziewczynke z lusterka", zesikać się (przebieramy), dostać czkawki - czkawka jest zabawna. Musiałam z nią czkać.Otworzyć 67 razy drzwi. 58 razy włożyć sobie i jej na ręce skarpetki z grzechotką - śmieszne. Walić w klawiature przez 10 minut. Napoić klawiature. Zrobić kupe (przebieramy). Wysypać muszelki i wszystkie włożyć spowrotem do pudełka. Znów pootwierać drzwi. I w końcu po 1,5 godziny zabawy, łaskawie dać się położyć do łóżeczka.

Brak komentarzy: