niedziela, 15 czerwca 2008
Dzień jak co dzień, niby nic. Tylko że piątek 13. Godzina 17,trach, łaaaaaaaa. Misia biegając po kuchni przewróciła taboret. Taboret w zadość uczynieniu postanowił przewrócić się na Matysie - a dokładniej na jej ręke. Wrzask postawił nas na nogi - łapa pod kran, bo może samo przejdzie. Nie przeszło. Palec zrobił się siny i spuchł. Mama w panike, Misia w płacz, tata biegiem w dół z rozpłakaną gromadką do auta i do szpitala. oczywiście korki - mieliśmy do wyboru:Prokocim i Żeromski - oba na 2 końcach Krakowa. Wybralismy - Żeromski - pod wzgl obsługi i szybkości wybraliśmy świetnie. Misie prześwietlili i zabandażowali - na szczęście nie było złamania.Ufff... niestety ja ze stresu pochorowałam się na drugi dzień na amen. Grypsko, lub taaaaki stres. I jak mi ktoś teraz powie, że to nie pech w piątek 13...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz